Można go podsumować czterema słowami: krótki staż, długa broda. Pomimo usilnych starań Rodziców, którzy wysłali go na politechnikę, postanowił zostać fotografem i muzykiem, aczkolwiek tak jak Krzysztof Krawczyk chciałby być marynarzem. Późną nocą wypija ogromne ilości gorzkiego wina i słucha smutnych piosenek jazzowych w wykonaniu dwóch Franków: Sinatry i Kimono. Wciąż próbuje dowieść, że jest mądrzejszy niż jego suka husky o staropolskim imieniu Lori. Wieść niesie, że ktoś kiedyś zadał pytanie z fizyki kwantowej, na które nie znał odpowiedzi.