Przyjeżdżasz pod salę i oczom Twym ukazuje się stodoła, która ponoć była ceglarnią. Z zewnątrz zdaje się nietknięta od poprzedniego ustroju, w środku porządek i nowoczesność w miejscach strategicznych, skrupulatnie zaplanowany chaos w innych. Tuż obok głównej sali świeża i nieco designerska wariacja na temat budynków gospodarczych, łącząca starą cegłę ze szkłem, stalą i podejrzanie gładkimi posadzkami. W środku mnóstwo artefaktów z najlepszej polskiej szkoły projektowania – fotele, komody, lampy, stoliki. Myślisz, że ktoś tu wykonał ogrom dobrej pracy i że Twoja też nie może być gorsza. Wyjmujesz aparat z plecaka i nerwowo sprawdzasz, czy wystarczająco naładowałeś baterie. Czas pofotografić.
Przygotowania Pana Młodego, marynarka, buty, spinki, problemy z wyborem krawata – chwila przerwy i zmiana pokoju. Pannę Młodą wspierają mama i świadkowa, jest dużo śmiechów, plączą się łańcuszki i podwija suknia. Panna Młoda ubrana i rozweselona, koniec, powrót do Młodego. Krawat wybrany i zawiązany, czas na first look, wręczenie bukietu i jedziemy do kościoła. Mimo słońca jest dziwnie chłodno i wieje wiatr, ale zaraz goście nachuchają i w drewnianym kościółku zrobi się przyjemnie. Po mszy i przysiędze jeszcze tylko wyjście z kościoła i szybkie grupowe i już, już można wracać na salę, do ciepłego.
Gości jest dużo, więc i życzeń sporo, ale za to ogrzewanie bardzo pomaga. Po przepysznym (i ciepłym!) posiłku chwila stresu, bo pierwszy taniec – czasu mało, a niespodzianek wiele. Trzy minuty później jest po wszystkim, na parkiet wkraczają goście i zaczyna się prawdziwy taniec, lawirowanie między parami, unikanie kolizji z rozpędzonymi dziećmi i zapracowaną obsługą. Budynek jest nietypowy, dużo skosów i wysoki sufit, nie wszyscy tańczący są dobrze doświetleni, więc praca z lampą i oświetleniem scenicznym stanowi wyzwanie – co kilka kroków zmiana parametrów w aparacie, za chwile kolejna i potem jeszcze kilka. Wesele jest pełne atrakcji, więc nie ma czasu na relaks, może na kilka babeczek czy pralinkę. Waga aparatu przesila nieco nadgarstek, kolejne dania jakby zmniejszają koszulę, ale wciąż coś się dzieje – kilokalorie palą się od biegania wkoło sali. Niespodziewanie wybija północ, latają krawaty i bukiety, pojawia się nowa Młoda Para, wręczasz więc wizytówki, fotografujesz pierwszy taniec i po kilku uściskach i ciepłych słowach wsiadasz do zimnego samochodu. Za parę kilometrów się rozgrzeje. W radio smutno gra Nick Cave, za Tobą intesywny sezon, przed Tobą jeszcze trochę obróbki i zasłużony odpoczynek przy PlayStation.
Kilka miesięcy później wracasz do tego materiału i widzisz, że nabrał nowego blasku. Przypominasz sobie ludzi, sytuacje, oświetleniowe wyzwania na sali i pomysły, które wpadły Ci do głowy podczas postprodukcji. Cały ten stres przed wyjazdem i kreatywna spina w trakcie na coś się jednak zdały. Reportaż nadal cieszy krytyczne oko i z radosną frywolnością opowiada historię chłodnego, ale pełnego wrażeń październikowego dnia – będzie ją opowiadać jeszcze najmarniej przez kilka pokoleń. W nagrodę możesz trochę pograć w Red Dead Redemption 2.
Nogi gości do tańca porwał DJ Konrad Lone
O przecudnej urody dach nad naszymi głowami zadbała CEGLARNiA
Dach, ściany i stoły przyozdobiły zmyślne florystki i dekoratorki z INNA Studio
Słodkościami uzupełnialiśmy kalorie dzięki zapracowanym elfom z Cukierni Kilian
Reportaż nie powstałby bez dwóch panów z PiKwadrat, których niniejszym bardzo chciałbym pozdrowić. Pyszna robota, chłopaki, oby więcej takich!
1 comment