
Przedślubny poranek to bardzo stresująca pora. 11 lat przedślubnych poranków nic w tej kwestii nie zmieniło – nadal mocno przeżywam ostatnie chwile przed wyjściem z domu i rozpoczęciem reportażu. Ślub jest sportem ekstremalnym – pełnym skrajnych emocji i okraszonym mnóstwem wszelakiej maści bodźców. Nigdy nie wiadomo, jak to wpłynie na Parę Młodą. Co i rusz ktoś o coś pyta, ktoś domaga się zapłaty za usługę, ktoś z rodziny chce pogadać, ktoś ze znajomych chce się napić, pół sali chce zatańczyć, drugie pół przełamać się schabowym – a gdzie tu czas na miłość, na romans, na wzajemne przeżywanie?
Między innymi dlatego te poranki bywają stresujące. Ta supersympatyczna Para, która jeszcze parę tygodni temu fikała koziołki na sesji narzeczeńskiej może nagle okazać się odległa, wręcz nieprzystępna, skupiona na sprawach organizacyjnych i delegowaniu zadań. Jest to naturalna i nader częsta kolej rzeczy, o ileż jednak łatwiej pracuje się pomiędzy dowcipnymi konwersacjami i w atmosferze delikatnej, acz zrazu wyczuwalnej sympatii.
Odetchnąłem więc z ulgą, gdy rzeczonego dnia moja fikająca koziołki Para nie dość, że nie zapomniała mojego imienia, to jeszcze skora była do żartów i wzajemnych uprzejmości. Pan Młody nawet przez chwilę przejął mój aparat, wyręczając mnie z obowiązków – rezultat zresztą znalazł się w poniższej selekcji. Nie wiem, jak to się ma do praw autorskich – mam nadzieję, że nie zostanę pozwany o nielegalną publikację nieswoich dzieł!
Pan Młody stał się zresztą gwiazdą wieczoru po raz wtóry, gdy został obdarowany wielką, gumową kaczką – największą, z jaką miałem przyjemność obcować – tym samym wyznaczając nowy złoty standard wszystkich weselnych prezentów. Gumowa koleżanka gościła na parkiecie przez pozostałą część wesela, niosąc radość nie tylko dorosłym, ale i dzieciom. Dalsze losy kaczki są mi nieznane.
3 comments