Gdy fotografowi ślubnemu przychodzi stanąć na swoim branżowym kobiercu, do wyboru ma dwie drogi: ambitną i oszczędną. Nie zatrudni przecież gorszego czy tańszego od siebie konkurenta. Co więc powstaje, jeśli zmieszany budżetową nieustępliwość z goniącymi terminami, a potem dodamy do nich fotogeniczną i kreatywną narzeczoną, szarą ścianę, skromnego fotografa i jego ulubiony statyw? Otóż powstaje taka właśnie niskobudżetowa, ale wysokooktanowa sesja domowa!
Naszą decyzję o urządzeniu sesji narzeczeńskiej zmotywowały czynniki pragmatyczne. Organizując własny ślub, w samym środku ślubnego sezonu, zwyczajnie zabrakło nam czasu na pełnoprawną sesję u innego fotografa. Marta wpadła na pomysł, dzięki któremu nasze zaproszenia miały zyskać unikatowy charakter. Potrzebne były specyficzne zdjęcia – minimalistyczne i dające się plastycznie przycinać. W efekcie każdy z naszych gości dostał własne, spersonalizowane zaproszenie: odręcznie narysowane przez Martę, na bazie odręcznych zdjęć mojego autorstwa.
Animuszu nabrał też nasz weselny słodki stół, przyozdobiony fotograficzną metaforą naszego życia: żona w trybie dietetycznym, ja zapalczywie podgryzający. Pozostałe zdjęcia zostały rozmieszczone w strategicznych miejscach sali weselnej. Nasz pomysł miał zresztą dość zaskakujący finisz – odbitki były podkradane i ozdabiane przez gości. Zostaliśmy więc wampirami, ultrasami Lecha i zyskaliśmy tu i ówdzie kilka kończyn czy wypustków – w nie zawsze cenzuralnych, ale zawsze kreatywnych miejscach.
W poszukiwaniu nieoczywistości czasem wystarczy posłuchać siebie. Zrobić to, co przychodzi naturalnie, nie sugerować się modą i nie bać się eksperymentów. Czy pomyślałbym kiedyś, że na własnych zaproszeniach ślubnych wystąpię w roli aligatora rzucającego gangsterskie znaki? Nie. Czy podczas samej sesji takie pomysły po prostu spływały na nas z niebios? Też nie. Czy jednak po kilkudziesięciu minutach pełnej improwizacji uzyskaliśmy oczekiwany i nieco surrealistyczny efekt? Oczywiście, że tak!
Mamy za sobą sesje w unikatowych miejscach. Mamy też sesje w miejscach ogólnodostępnych. Zdarzyło nam się nawet fotografować w miejscach trudnodostępnych. Z pewnością piękne widoki pomagają zdjęciom i ułatwiają fotografom życie, nigdy jednak nie zastąpią serca. Włóżcie w zdjęcia swoje serca a gwarantuję, że niezależnie od tła, pogody i okoliczności będą one dla Was niezastąpioną pamiątką. Z pozoru prosta, domowa sesja jest świetną okazją by trochę pośmiać się z siebie, pobujać w rytm ulubionej muzyki i okazać sobie nieco czułości. A jeśli po czułości zgłosi się inny domownik – będzie na sesji bardzo mile widziany.
Blisko dwa lata później patrzę na naszą sesję, nadal szalenie kocham swoją (już) żonę i mógłbym fotografować się z nią na wszystkich ścianach tego świata. Nawet tych nieszarych.
I co, żona. Myślisz, że sesja siedzi? To przybij piąteczkę, ale tak dyskretnie, żeby nikt nie widział.