
Gdy zaczyna brakować zakątków Polski, w których mogłaby się odbyć sesja plenerowa, trzeba szukać dalej. Najlepiej na zachodzie!
Zachód, mimo usilnych modłów i zaklinania pogody, przywitał nas pochmurnie – sesję przełożyliśmy na dzień później, my zaś udaliśmy się na całodniowe zwiedzanie Paryża. Przepełnieni romantycznymi widokami, posileni bagietkami, camembertem i dietetyczną Colą wróciliśmy do Wersalu kolejnego dnia, gdy zza chmur nieśmiało wyglądało słońce. Jak się okazuje, przynależne do pałacu ogrody są nieco większe niż te znane nam z niedzielnych spotkań grillowych. Znacznie większe. Na tyle duże, że poruszać można się po nich samochodem, obowiązkowo zabierając prowiant i odzież na dłuższe wyprawy.
Na szczęście mieliśmy ze sobą Overwatchowego lootboxa wypełnionego wszelakimi dobrami – od czekoladowych brioszek, aż po konsolowe pady. Odświętne stroje i barokowy przepych wzbogaciliśmy o wysoce kolekcjonerskie gadżety ze świata gier i psiego asystenta o imieniu Wena, a kapryśną pogodę przekuliśmy na klimatyczne, choć nieco mroczne zdjęcia z ciemnymi chmurami w tle. Warto tu zaznaczyć, że sesja plenerowa powstaje zawsze na skrzyżowaniu dwóch perspektyw – pomysłów Pary i kreatywności fotografa. Wystarczyła odrobina poczucia humoru by pokazać nieco osobowości Pary Młodej, ale też przełamać konwencję – nawet w miejscu tak tradycyjnym i formalnym, jak Ogrody Wersalu.